Znowu ktoś mnie podgląda… Homo homini lupus est?

Kiedyś, po długim okresie niewidzenia, gdy spotykałem się ze znaną mi osobą mój wzrok przyciągała jej twarz. Obserwowałem bacznie pojawiającą się mimikę. A dziś?

Z mijających osób wyzierają i patrzą oczy. Jak przez otworki strzelnicze. Mimika stała się trudna do odczytania, nazwania.
Z jednej strony można powiedzieć, że za maseczkami chowamy się w poczuciu bezpieczeństwa. A druga strona?
Dziś inaczej niż doświadczaliśmy tego przez wiele setek lat, unikamy bliskości, zachowujemy dystans do drugiego człowieka. Okazuje się, że budowana przez wiele tysięcy wzajemna bliska egzystencja obróciła się w niwecz. Druga osoba wchodząca na nasze podobno bezpieczne terytorium, w naszą przestrzeń staje się dziś wrogiem – niektórzy mówią: potencjalnym źródłem zakażenia. Poza tym może być źródłem niepokojów, obaw, niejednokrotnie projekcji lęków.
Jakże inna niż parę tygodni wcześniej jest dzisiaj dynamika kontaktów. Przez zasłonięcie twarzy zmieniony jest odbiór drugiej osoby.
Najlepiej w tej sytuacji mają słuchowcy. Wzrokowcy przeżywają pewnie istne męki i katusze. Zablokowany został ich podstawowy kanał przekazu.
Zadaję sobie pytanie, co dzieje się za maseczką, bo może maseczka ta coś ukrywa. Nie wiem, co schowana tam twarz wyraża? Pojawiają się domysły, które mogą uruchamiać w głowie swoistego rodzaju memy dotyczące tego kim jest mijany przechodzień, co przeżywa, myśli, jak się zachowa.
Mam także wrażenie, że dzisiejsze czasy, podobno o wysokim poziomie cywilizacyjnym, nie różnią się zanadto od czasów średniowiecza.
Obawiam się, czy za maską nie czai się poszukiwacz kozłów ofiarnych, może inkwizytor, który szuka czarownic do spalenia. Historia ludzkości pokazuje, że tego typu zachowania praktykowane były przez wiele pokoleń. Ujawniały się w trudnych, kryzysowych sytuacjach. Ujawniają się także dziś.
A może to wszystko o czym tutaj piszę zniknie nieomal w jednym momencie.
Gdy okaże się, że miał miejsce cud albo jako ludzkość nabraliśmy zbiorowej odporności. Istnieje także szansa, że nieproszony współlokator zmutuje tak, że przestanie być zajadle walczącym z ludzką populacją – czego sobie i wam życzę.