Kawałek tortu

Czuję się jak kawałek tortu. Wydaje mi się, że jestem coraz mniejszy, coraz cieńszy…
Gdy patrzę na to, co dzieje się w mojej głowie dochodzę do wniosku, że choćbym chciał oraz nie wiem jak bardzo się mobilizował, tyrał po nocach oraz za dnia – to nie zdążę… nie ogarnę tego wszystkiego co dookoła. Nie jestem w stanie… Łapię zadyszkę… A to coś mi ucieka. Zauważam, że jest to rodzaj bytu ulotnego, rodzaju bazy, fundamentu którego nie umiem dokładnie nazwać i opisać.

Wyobrażam sobie, że jestem podróżnikiem, który nagle znalazł się w nowym miejscu. Nieznanym, a co gorsze – bez uprzedniego rozpoznania. Ot, podobno tak bywa – można skwitować. Czyżby popsuł się transponder teleportujący i rzucił mnie Gdzieś Tam. Będąc Gdzieś Tam, w nowym miejscu rozglądam się dookoła, chcąc się odnaleźć. Czuję, że szybciej bije mi serce, oddycham w przyśpieszonym tempie, robi mi się gorąco, ściska w gardle i żołądku… Z jednej strony mam świadomość, że w ten oto sposób, bezpośrednio daje znać o sobie człowieczeństwo fizjologiczne. Co mi z tego, skoro ciało reaguje tak, że gdzieś w trzewiach robi się coraz bardziej nerwowo…
Nie wiem, co będę tam robić, co może mnie spotkać. Ze strachem i niepokojem w oku rozglądam się wokół i pytam: gdzie ja dziś jestem…

Może boję się tego (och ta świadomość!), że w każdej sekundzie kilkadziesiąt, kilkaset tysięcy, a może jeszcze więcej – kilka milionów umysłów planuje, wymyśla, eksperymentuje, tworzy teorie, koncepcje, wynalazki.

Codziennie słyszę, że pojawiają się kolejne odkrycia.. Są one niczym nowe modele przedstawiane przez koncerny samochodowe. Mają premiery na wielkich targach motoryzacyjnych. Nowe perełki, odkrycia są z pietyzmem prezentowane. Wyłaniają się spod zwiewnych okryć w silnych promieniach punktowych reflektorów. Błyszczą, zachwycają, przekazują dalej oświetlające je promienie. W błysku fleszy, przy burzy oklasków, gwarze rozmów. Nowe produkty wywołują wrażenie. A poza reflektorami, w cieniu tłum publiczności wstrzymuje oddech.

Na horyzoncie już widać kolejne, świetne pomysły. Zaawansowane projekty badawcze uruchamiają dzieło zniszczenia starych podstaw i struktur wiedzy.
Doceniane i szanowane, choć już mocno nadwątlone schematy myślowe bojąc się nowego, odchodzą cichutko, ze spuszczonymi głowami w otchłań zapomnienia.
Z bólem kontestuję, że wszystko to pogłębia i tak już nieogarniętą przeze mnie uświadomioną… niewiedzę.

I choć tak bardzo nie chcę, zdaje się, że przestaję uczestniczyć w tym współzawodnictwie… Mam wrażenie, że inni wyprzedzają, dublują mnie. Czuję ograniczone możliwości. Już więcej i szybciej, dalej chyba nie podołam…

Czy jestem w stanie poznać, nauczyć się tego wszystkiego co dookoła mnie zawiera i obejmuje rozszerzająca się z niesamowitą szybkością przestrzeń rzeczywistości.
Ze smutkiem kwituję te przemyślenia szarą refleksją: tym, co mogę poznać, to same wierzchołki gór lodowych poszczególnych dziedzin. A co z tym, co znajduje się poniżej linii wody?

Zastanawiam się, jaką pojemność mam mój twardy dysk, czy główny procesor będzie działał poprawnie przetwarzając dodatkowe strumienie danych? I co mam zrobić z dotychczasową zawartością umysłu i duszy – z mymi dotychczasowymi zbiorami.
Są one nie pierwszej młodości, nieco sfatygowane, może niemodne, zwietrzałe. Lecz one są moje! Do nich należy to, co mnie definiuje, określa mą tożsamość oraz powoduje, że czuję się w otaczającej rzeczywistości bezpiecznie, spokojnie i pewnie. To co mam jest już wyjątkowo dobrze poznane, na przestrzeni czasu zoptymalizowane.
Gdzie więc umieścić zawartość mej pamięci, wspomnienia, doświadczenia? Ile miejsca potrzebuję na to, co nowe. Jak to zaprojektować, zrealizować to przedsięwzięcie? Od czego zacząć?

Świat wytwarza coraz więcej produktów, dóbr, usług oraz informacji, przekazów, idei, myśli, teorii, koncepcji. Wydaje się, że to co produkuje wywołuje coraz większą intensywność doznań u odbiorców. Zarazem ma coraz krótszą datę przydatności do użycia czy spożycia…

Co – jako przydatne ma znaleźć się w mym menu? Ile z tego potrzebuję wziąć? Jak to selekcjonować? Czy dam radę sam zdefiniować odpowiednie filtry?
Gorączkowo, pod presją mych wyobrażeń o konieczności szybkiego działania, dokonuję remanentu mej rzeczywistości. Podejmuję desperacką próbę redefiniowania oczekiwań i potrzeb. Staram się być kompatybilnym, tylko z czym?…
Rozglądając się nerwowo dookoła, gdzie nie spojrzę – otaczają mnie strumienie pragnień, marzeń, planów.

Gdzieś z daleka macha do mnie Wielka Galaktyka Niewiedzy. Nie zdając sobie sprawy lecę w otchłań uczniowskiego regresu.
– I co Jasiu? Zdaje się pytać siedzący gdzieś w mej głowie belfer w binoklach, kontynuując swą flegmatyczną orację: – teraz już widzisz, z jaką szybkością rosną twe braki w wykształceniu.
– Z jaką szybkością? Chyba z prędkością światła – panie profesorze – zdaje się mówić ze mnie mały przestraszony i nie wiedzieć czemu świadom tego wszystkiego Jasio, który na fali poznawczego uniesienia odpływa w myślową zadumę…

Wyrywa mnie z niej jakiś głośny dźwięk na zewnątrz pokoju. Odruchowo, jak małe dziecko przecieram zaspane, na wpół zamknięte oczy. Rozglądam się dookoła siebie niewidzącym wzrokiem.
Wybudzające się szare komórki zadają jakże trudne pytanie: czy to jeszcze sen czy już rzeczywistość?