Cyfrowa rewolucja

 

Nastolatki w chwili przeżywania silnych emocji takich jak: złość, zwątpienie, frustracja – w sytuacjach konfliktowych, najczęściej w relacjach z rodzicami używają argumentu: ja się na świat nie prosiłem… To wyście zdecydowali o tym, nie ja… Bo gdybym miał dziś wgląd w …

Zegar tyka, i po kilku latach – już jako dorośli – poszerzają tę perspektywę o świadomość tego, iż nikt ich także nie pytał. O co? Gdzie i w jakim czasie chcieliby się urodzić, mieszkać, pracować, decydować, w co wierzyć, jak pomnażać dobra, rozmnażać się, itd.

Od jakiegoś czasu korzystanie z szeroko pojętej elektroniki powoduje, że w jakiś magiczny sposób puka do mnie echo przywołanych wyżej myśli.

Bo czy ktoś chciał wiedzieć, czy potrzebuję kolejnej wersji oprogramowania? Nie pamiętam, czy ktoś pytał mnie, czy chcę być uwikłany w obsługę kolejnej aplikacji służących do… umożliwiających… wspierających w… pozwalających na… I to za pomocą sprzętu o minimalnej specyfikacji jak poniżej, która i tak za jakiś czas stanie się niekompatybilna…

Czy ktoś pytał mnie w ogóle o coś takiego, pyta i będzie pytać???

A co na to moi przedstawiciele, których wybieram (po co?), skoro tym się nie zajmują…

Kilka lat temu prezentowano badania związane z korzystaniem z funkcji bezdotykowych płatności za pomocą karty płatniczej. Z badań tych wynikało, że realne oszczędności czasu na przestrzeni kilkudziesięciu lat potencjalnego użytkowania przez człowieka wynoszą aż około jednej godziny. I pytanie: czy to sukces czy porażka? Trudno odgadnąć…

Terabajty śmigają po sieci, a wraz z nimi i moje dane. Podobno są wrażliwe. Bo jeśli mam się zalogować do bardzo ważnych systemów, to muszę się obnażyć. Stać się sieciowym ekshibicjonistą. Mam się odkryć, podzielić z (po)tworem typu system czymś, co mam najważniejsze – moją tożsamością. I pokazać – takim, jakim zostałem stworzony – czyli nagim stanąć w obliczu majestatu organizacji, urzędu czy instytucji.

Czuję, że jestem mniej lub bardziej świadomym osobowym źródłem informacji. Pocieszam się, że nie tylko ja. Jest ze mną jeszcze parę osób – ponad dwie trzecie populacji ziemi posiada telefon komórkowy – większość smartfony. Ponad połowa populacji korzysta z internetu.

Dziś to, co przeczytam, jak zareaguję na wpis – zostanie odnotowane, zapamiętane oraz… przetworzone. Podobno już na podstawie analiz kilkunastu dokonanych przez każdego z nas wpisów można określić stan ducha, przewidzieć potrzeby oraz preferencje dotyczące wyborów. A co jeśli wpisów jest więcej? Do kogo należą tak zebrane dane? Konia z rzędem temu kto powie, gdzie trafiają te dane? Czy są one na serwerach w Europie, Azji Australii, Afryce czy Ameryce? A jeśli tak, to której?

Jestem zły na świat, na moje otoczenie. Czemu? Bo czuję się zmuszany do podejmowania niechcianych wyborów.

Do któregoś momentu wydawało mi się, że byłem szczęśliwym użytkownikiem sms-ów i mms-ów.

Jednak kiedyś to się zmieniło. Zauważyłem, że staję się wykluczony. Bo nie ma mnie na komunikatorach (ponieważ tekstu tego nie sponsoruje żaden ich producent, to nie będę w celach poglądowych wymieniać nazw…).

I co się porobiło? Zostałem porzucony. Z innej perspektywy można powiedzieć, że utraciłem kontakt z bliskimi i znajomymi.

Zastanawiacie się, co zrobiłem? Zacząłem przeciwdziałać wykluczeniu. W jaki sposób? Zainstalowałem aplikacje i teraz: z kuzynem rozmawiam na … z kuzynką przez … z rodzicami przez … a ze znajomymi przez … .

Ponieważ pracuję on-line, to czasami okazuje się, że coś mi się pokręci. I gdy chcę skontaktować się z wybraną osobą nerwowo przetrząsam listy kontaktowe, żeby zobaczyć gdzie ja tego kogoś zapisałem oraz przez jaki program mam się połączyć.

I wikłam się. W odpisywanie, reagowanie, swoisty rodzaj współzawodnictwa. O nowy layout strony, aktualność, codzienne aktualizacje treści, o liczbę polubień, odsłon, zadziwień moich potencjalnych odbiorców. Można odnieść wrażenie, że wtapiam się w globalną sieć. Jak? Dając z siebie wszystko – będąc porwanym przez mainstream…
Czy świat chce wiedzieć, co myślę, czuję, co jem, o jakich porach, z kim się spotykam, co robię, z kim i dlaczego. Na zasadzie wzajemności – pewnie tak. Bo tak czynią inni… I jakby tego było za mało – to często 24/7/365! – czyli jestem cały czas on-line. Żeby nic mnie nie ominęło. Żebym był na bieżąco, trzymając rękę na pulsie informacji pojawiających się na wyświetlaczu. Jak jestem biorcą, to zdaje mi się, że powinienem być i dawcą informacji…

To jeszcze mało? Idziemy dalej… Technika powoli mnie pożera. Jak cyborg (bo sztuczną zastawkę już mam!) – daję sobie szansę na: przekazanie informacji o tym, w jaki sposób korzystam z elektrycznej szczoteczki do zębów, pralki, lodówki, samochodu czy stoku narciarskiego. Otwieram się na nowe doznania związane zmierzeniem pulsu, ciśnienia, rodzaju i jakości snu, ilości przebytych kroków, częstości oddechów oraz mnóstwa różnych innych parametrów fizjologicznych. I to aż po to, aby otrzymać zwrotne info od systemu: tak trzymaj, daj z siebie więcej, jesteś lepszy od 54,7% populacji.

Czy ja tego chciałem? Czy ja się o to prosiłem?

Gdy o tym myślę w chwilach frustracji zastanawiam się i szukam w pamięci. Bo może przegapiłem jakieś referendum, głosowanie, a byłem wtedy pewnie w stanie pomroczności – mocno zdekoncentrowany, i… pominąłem podejmowanie jakże ważnych i kluczowych dla mnie decyzji.

Choć gdy o tym teraz myślę, napinając szare komórki do granic wytrzymałości, to nie przypominam sobie, abym gdziekolwiek, komukolwiek i w jakiejkolwiek formie pozwolił na takie działania wobec mnie…

Kilka dekad temu, gdy rozpoczynała się rewolucja cyfrowa mówiono, że świat stanie się globalną wioską.

Dziś na terenie tej wioski miliardy zamieszkujących ją rolniczek i rolników misternie, z iście benedyktyńską cierpliwością celując w odpowiednie pola dotykowych ekranów i klawiatur uprawia światowy przepływ informacji. I pielęgnuje, podlewa, a może też piele.
Dzięki temu, w trybie nieomal on-line wiem, że ktoś w Australii kichnął, w Azji zakaszlał, w Ameryce zaś kogoś boli głowa, a w starej Europie – ktoś inny zwichnął staw skokowy – czyli potocznie mówiąc – nogę w kostce.

Można powiedzieć, że nic nie jest takie jak przed 20-u czy 30-u laty.

Mam dostęp do informacji, faktów. Do tych oficjalnych jak i nieoficjalnych. Obszar wiedzy o tym, co się dzieje niesamowicie się poszerzył.

Kiedyś ludzie pragnęli dowiadywać się coraz więcej o tym, co dzieje się poza ich wioską, miasteczkiem. A dziś?

W świecie tym tak zwanym realnym doszło do tego, że każdy z nas produkuje ogromne ilości śmieci. Sieć skopiowała te mechanizmy – Ctrl-C + Ctrl-V! To samo ma miejsce w sieci. Dlatego wiele osób stara się minimalizować liczbę docierających do nich informacji.

Znów do głosu dochodzi moja frustracja: czy ja na to się decydowałem? Czy ja tego chcę? Czy ktokolwiek podpisał umowę porozumienie, kontrakt ze mną na takie wikłanie się – i to w różne sieci, nie tylko zależności… Z drugiej strony jakie katusze cierpię, gdy jadąc wyposażonym w co najmniej kilka systemów elektronicznych samochodem, autobusem czy pociągiem uświadamiam sobie, że nie zabrałem ze sobą mego interfejsu do świata – komórki…

No ale miało być o rewolucji elektronicznej.

Tak, to swoisty rodzaj zmian. Informacje rozchodzą się z prędkością światła. Jak eksplozja. I to w każdym kierunku. Jakby rozbłysła supernowa.

Zdecydowana większość ludzi funkcjonując w trybie on-line, z ciągłym podłączeniem do globalnej sieci generuje dane. Zapisywane zostają umieszczone na nieboskłonie, w chmurach…

Jestem głęboko przekonany, że dzięki elektronicznej rewolucji jest szansa, że świat może stać się lepszy. Czemu? Ze względu na zmieniającą się wrażliwość społeczeństw.

Dziś, jako ludzkość mamy inne spojrzenie na wiele trudnych spraw, z którymi ludzkość boryka się od dość dawna. Myślę tu o takich postawach jak: niesprawiedliwość, fałsz, oszustwa, zestawy półprawd, łamanie praw. A to dzięki globalnej sieci staje się łatwiejsze do wychwycenia.

Wiele zrywów, rewolucji miało swój początek związany z niezadowoleniem społecznym, które doświadczało niesprawiedliwości. I jak pokazują analizy, zmiany rozpoczynały się od grup, które były dobrze zorganizowane.

Ten warunek wprost idealnie spełnia narzędzie jakim jest sieć. Można pokazać realność taką, jaka jest – bez makijaży, ulepszaczy, poprawiaczy, propagandy, zakrzywiania rzeczywistości.

Podobno prawda miała wyzwalać…

Niesamowicie szybko można dziś tworzyć grupy, a w jej ramach wydarzenia. Można wzajemnie się inspirować, zaciekawiać, organizować, aktywnie działać.

W ramach relacji z otaczającej rzeczywistości można pokazywać ją taką jaka jest. Bo podobno liczą się fakty. To dzięki wielu miliardom oczu i uszu można pokazać niespójności, niekonsekwencje, ujawnić zawartość zamiecioną i znajdującą się pod dywanami…

Rewolucja elektroniczna to oręż, który może zmienić dotychczasowy świat. Może on sprawić, by świat stał się bardziej transparentny, by głos niezadowolenia, sprzeciwu był bardzo wyraźnie widoczny i słyszalny. To też ogromna nadzieja poprawę przez zmiany starego porządku.

Elity, które zasiedziały się w różnych miejscach rzeczywistości niejednokrotnie stały się uwikłane, zblatowane, powiązane ze sobą. Zrosły się i stanowią grupy wzajemnej adoracji. Są niezdolne do samooczyszczenia.

Już kilka lat temu twórca jednego z portali społecznościowych (później uwikłany w handel metadanymi) powiedział bardzo ciekawą rzecz. Zrozumiałem jego słowa jako następujący przekaz: sieć może być miejscem tworzenia więzi społecznych nowego wymiaru. Co z tego wynika? Może w naszym zasięgu jest idealne narzędziem, katalizator pomocny we wprowadzaniu do świata nowego ładu, pożądanych zmian.

Inna sprawa, czy ten rodzaj relacji potrafi zastąpić wykształcone przez tysiąclecia ewolucji Homo Sapiens mechanizmy realnego życia w grupie…

Wraz z energią, wizjami tych, którzy nie godzą się na dotychczasowy jego porządek otwiera się przed szansa na zmiany.

Kto najlepiej kontestuje stary porządek jak nie młodzi. Ci, którzy zadają pytania, szukają odpowiedzi. Są niepogodzeni z czymś, co nie spełnia ich oczekiwań, marzeń pragnień – czyli ze starym światem. Od dawna autorzy, twórcy filmowi wskazywali na to, że świat zmieniają ludzie zbuntowani, gniewni, kreatywni, mający wizję. To kolejne wchodzące w dorosłe życie pokolenia.

Gdy przed wysłaniem na serwer czytam ten tekst na ekranie laptopa – myślę sobie tak: oj, będzie się działo…