Marek i sens egzystencji…

Błyskotliwie fenomenalny. Obecny na wielu forach tematycznych. Subskrybujący podcasty. Zapisany na wiele newsletterów. Ściągał każdą nową informację z dziedziny, która go interesowała.


Marek, to był on. Od wielu lat szykował się. Wdrażał w nowe hobby. Zapoznał się z mnóstwem publikacji z tego zakresu. Przestudiował trendy, które występowały na przestrzeni kilkuset lat. Rozumiał, wiedział jak w tym czasie zmieniały się koncepcje i środki wyrazu. Nie sypiał po nocach szukając kamienia filozoficznego z tego zakresu. Jego emocje sięgały zenitu, gdy zastanawiał się nad najoryginalniejszym i kompleksowym przekazaniem treści. Cyzelował swą wizję. Poświęcał ogromnie dużo czasu na poszukiwania. Forma, w której chciał to zawrzeć stała się jego obsesją.
Jeszcze kilka lat temu książki i sprzęt do uprawiania jego pasji zajmowały tylko jedną małą szafkę. Jednak z upływem czasu trzeba było dokupić kolejną, i kolejną, i jeszcze jedną. W swym rozwoju pasji zaanektował też miejsce w sypialni, przedpokoju i regały w piwnicy. Działał niestrudzenie. Sprawdzał wszelkie nowości, kupował, czytał. A następnie: poszukiwał, kupował, czytał. I tak niemal bez końca. Z ogromną pasją, energią i zaangażowaniem. Po kolejnym przesłuchaniu podcastów, po wpisie i dyskusji na grupie, po lekturze nowej książki dochodził do wniosku, że jeszcze nie jest gotowy, choć posiadany sprzęt i wyposażenie czekały spokojnie na półkach na rozpakowanie i użycie. Cały czas czegoś mu brakowało. Wierzył głęboko w to, że jest coraz bliżej. Jedynie poprzez systematyczne poszerzanie wiedzy i analizę dotychczasowej twórczości innych artystów mógł odnaleźć idealną formę. Formę, którą następnie wykorzysta do przekazywania wymarzonych treści. Oprócz tego, że zdobywał coraz więcej wiedzy – stał się cenionym specem od swego hobby. Plan, któremu tak mocno był wierny obejmował wizję takiego przedstawienia rzeczywistości, jakiej nikt jeszcze wcześniej nie zrealizował! Tworzył ideał. W jego głowie zaczęło dziać się coś dziwnego. Pojawiało się coraz więcej niepokoju. Dostrzegł, że im więcej czasu spędza na analizie, tym więcej nachodzi go wątpliwości. Dotyczyły one tego, czy jest w stanie podołać takiemu wyzwaniu, jakie podejmował, jakie przed sobą postawił. Poświęcił w końcu na to ponad dziesięć lat swego życia.
W domu zaczęło dziać się źle. Po tylu latach studiowania, nieprzespanych nocy, mnóstwa pieniędzy zainwestowanych w zgromadzony sprzęt żona zagroziła mu rozwodem. Czemu? Bo praktycznie w każdym miejscu domu znajdowało się coś z wielu kosztownych atrybutów jego pasji. Bardzo się tym zdenerwował. Po kilku bezsennych nocach doszedł do wniosku, nie podoła postawionemu sobie zadaniu. Nici z jego idealnej formy… Nigdy jej nie zrealizuje…
Usiadł na łóżku. Objął głowę dłońmi i zapłakał. Przypomniał sobie minioną dekadę – czas analiz, studiów, poszukiwań. Wspominał wyszukiwanie publikacji, udział w grupach dyskusyjnych, na czatach, czas wyjątkowej aktywności… Przed oczami duszy przebiegło wiele emocjonalnych rozterek.
Uświadomił sobie, że zanim tak naprawdę rozpoczął jakiekolwiek działania zdecydował się je zakończyć… Po kilku dniach zmagań z samym sobą zrobił to. Pokasował wszystkie pobrane pliki, podcasty, wypisał się z grup dyskusyjnych. Wystawił na sprzedaż książki oraz wszelkie materiały i zakupiony sprzęt fotograficzny. Mocno dziwił się, gdy odpowiadał na pytania potencjalnych kupujących; „jak to jest możliwe, że sprzęt przez tyle lat był nieużywany, a niektóre elementy wyposażenia nie zostały nawet rozpakowane ?”
I jak za dotknięciem różdżki czarodziejskiej wszystko zniknęło: idealna forma wyrazu, nowe sposoby kompozycji, perfekcyjne oddanie treści. W zamian za to pojawiły się: nadciśnienie, wrzody żołądka i ogromne stetryczenie. Zasypiając wieczorem nasz bohater mocno smucił się z racji zmarnowanej ostatniej dekady życia. Zastanawiał się także, czy cokolwiek i kiedykolwiek jeszcze nada sens jego egzystencji…